Straszne cierpienia dnia następnego

Obublikował pavvel dnia

Za każde zabawne wieczory, gdzie pływam sobie do woli w alkoholu, następnego dnia płace bardzo wysoką cenę. Tak, ja rozumiem, że tak musi być, bo tak jest świat skonstruowany Za każdą przyjemność musimy zapłacić żalem, nieszczęściem lub bólem. I w tym przypadku nie jest inaczej.

Nie chodzi tu tylko o fizyczne dolegliwości związane ze stanem powszechnie zwanym, jako kac. Ale to tego nieznośnego stanu, dochodzi jeszcze coś, co ogólnie można nazwać kacem moralnym. W szerszym ujęciu dopada mnie melancholia. Napady paniki. Smutek nie do opisanie. Zażenowanie. To czas na przemyślenia na temat tego, co robiłem, mówiłem i jak się zachowywałem podczas dobrej zabawy wspieranej napojami procentowymi.

Rozkminiam po tysięczny raz to, co powiedziałem. Zastanawiam się nie tyle nad sensem wypowiedzi, bo przecież z góry zakładam, że w pięćdziesięciu procentach było to bez sensu. Tak z samej zasady że gadałem po pijaku.  Ale mam taki żal do Najwyższego czy też ewolucji, że zrobiła ze mną tak, że zawsze się wkopie w coś takiego, przez co mam tego wspomnianego już kaca moralnego. Inni po pijaku mówią z większym lub mniejszym sensem, a ja zawsze tak zrobię, że powiem za dużo, nie temu co trzeba, i nie w tym momencie co trzeba.

I te moje zakochiwanie się w kolejnych paniach, u których z pewnością nie mam szans! Ale niestety ta refleksja przychodzi do mnie o poranku i jest rozważane przez kolejne dni, więc jak najbardziej wpadam na to za późno. Co ja zrobię, że tak łatwo popadam w zauroczenie. Nie tylko po pijaku, choć w tym stanie mam to powiększone go niebotycznych wprost rozmiarów.

Bardzo możliwe, że to z powodu samotności. Takiej nie dlatego że nie mam towarzystwa przyjaciół, kolegów, współpracowników i tak dalej. Ale dla tego, że wciąż żałuje straconej miłości. A w stanie nietrzeźwości walą się moje wszystkie bariery nieśmiałości i natychmiast chce zastąpić, to co straciłem nowym uczuciem. Zapomnieć, zdobyć, mieć coś swojego. Coś tylko mojego. Może wtedy zapominam, bo po to w końcu pije, że coś straciłem i mam wolną drogę do czegoś nowego, za czym tak bardzo tęsknie. Po alkoholu nie pamiętam, ale już rankiem pamiętam aż za bardzo.

W dniu  następnym po radości zapomnienia, jestem zażenowany swoim zachowanie. Bo jestem do głębi przekonany, że z pewnością byłem za bardzo natarczywy. Za bezpośredni, za niedoskonały, za bardzo zabawny (tylko w swoim przeświadczenie). Można długo wymieniać. Dość powiedzieć, że zrobiłem z siebie głupka. Ale z drugiej strony, przecież na wiele tych wyznań, i wyzwań, które wtedy – w upojeniu – popełniam nie zdecydowałbym się na trzeźwo. Bo jestem wtedy zbyt ograniczony swoimi lękami.

Do tego jeszcze przeświadczenie, że jestem wspaniałym tancerzem. Wiem że niezbyt to dziwaczne, bo każdy wiem, że po wódce prawie wszyscy są jak zawodowi tancerze. Ale u mnie to już przechodzi ludzkie pojęcie. Naprawdę znacznie lepiej idzie taniec, gdy jestem wstawiony, ale potem nachodzi granica poprawnego tańca i łatwo ją przekraczam. I to zażenowanie, gdy nad ranem sobie to przypominam! A właśnie sobie przypomniałem, że mam w tym stanie nowy talent, jestem świetnym muzykiem. Potrafię zagrać na wszystkim. Tak przynajmniej o sobie myślę.

Może bym o tym nie pamiętał. Może zapomniałbym, bo przecież to też błogosławieństwo pływania w alkoholu. Ale zawsze są ze mną dobrzy ludzie, którzy przypomną moje żałosne zachowanie, bo oni przecież doskonale pamiętają mino, że piliśmy tyle samo. A jeśli nawet nie pamiętają, to mają pełną dokumentacje filmową i fotograficzką moje moralnego upadku.

Po co o tym piszę? Przecież najlogiczniejszym i po wielokroć powtarzanym przez znaczną cześć moich znajomych radą na wyżej opisywane przeze mnie stany jest rzucenie picia. Zawsze powtarzam wtedy zasłyszany kiedyś filmowy cytat: pan pyta panią stojącą przez nim z do połowy opróżnioną butelką łyski, – może być przestała pić?! Na to pani odpowiada, – mogę przestać w każdej chwili, kiedy zechce. Pan na to, – no to przestań! Pani odpowiada, – kiedy nie chce!

No i nie ze mną jest podobnie. Ta moja przygoda z alkoholem  to chyba jedyny mój sposób żeby być lepszą wersją siebie. Nie dla innych. Dla mnie. Robię to dla siebie. A to, że syndrom dnia następnego jest dla mnie czasami bardzo ciężki? Cóż, to są skutki uboczne. A pisze o nich, dlatego że się żale. A wiecie jak ja lubię marudzić i się żalić. Ludzkość tak wiele osiągnęła. Wysłaliśmy człowieka na orbitę. Prawdopodobnie też na księżyc. Ostatnio wywaliliśmy w kosmos samochód. Tyle wynaleźliśmy. Tyle nowych rzeczy odkryliśmy. A wciąż nie wymyśliliśmy leku na kaca. A przecież byłoby to największe osiągniecie naszej cywilizacji. I ja miałbym łatwiej w życiu.