Przy niej i bez niej
Lubię się budzić przy kobiecie. A przy tej to jeszcze bardziej. W samotności mam tak, że zasypiam na chwile i to niespokojnie. Śpię przez godzinę. Czasem dwie, trzy godziny, płytkim niespokojnym snem. Po czym budzę się i już nie mogę ponownie zasnąć. Chyba zrozumiałe, że wolę wtedy nie być sam. Przy kobiecie jestem spokojniejszy. Może i nie zasypiam, ale sama jej obecność powoduje to, że jest dobrze i co tu ukrywać szczęśliwie.
Najgorsze, że jej obecność to nie na stałe. To są epizody. Bardzo przyjemne, ale nie na stałe. To też ma swój urok. Ale w ogólnym rozrachunku to nie najlepsze dla mnie. To nie jest dobre dla mnie i dla mojego zdrowia psychicznego. Zdrowsza byłaby stała obecność kobiety tuż obok mnie.
Zawsze lubiłem na nie patrzeć. To dziwne, wiem. Czasem sam się łapie na tym, że do dość niepokojąca przypadłość. Ale co zrobić, jak się coś lubi to się to chce robić jak najczęściej. Szczególnie, że to łatwe jak ona śpi, a ja nie mogę spać. Bardzo lubię też ją dotykać. Nie tylko tak jak pewnie sobie pomyślało wielu, ale tak tylko położyć dłoń na jej ramieniu. Objąć ją w talii.
Lubię się przytulić. Spokój przynosi to jak ona jest wtulona we mnie. Jak czuje jej zapach. Jak czuje jej włosy na mojej twarzy. Lubię ją obejmować. Mam zwyczaj sprawdzania pocałunkiem jej obecności. Tak jakbym bał się, że to że jest obok mnie to tylko złudzenie, a nie realność. Stąd też pewnie to przytrzymywanie ręką jej ciała, tak jakbym miał ją w ten sposób pochwycić na dłużej.
Lubię leżeć w ciemności i słuchać jej oddechu. Nie śpię, bo nie mogę zasnąć, choć przecież czuje spokój. Może to dlatego, że wiem o tym że to tylko na chwile i staram się jak najwięcej wykorzystać z tego, co jest mi tej nocy dane. Chce jak najdłużej rozkoszować się jej obecnością. Jak najbardziej i jak najpełniej to przeżyć. Ale to tylko chwile.
Tylko, że nigdy nie mam tego na stałe. Dawniej miałem i nie doceniałem w pełni. Teraz mam do sporadycznie i chyba przez to bardziej to szanuje. Nie mogę spać, a tak bardzo chciałbym móc zasnąć przy niej, spać do świtu i obudzić się w pełni sił do przeżycia dnia. Chciałbym mieć pewność, że po pracowitym, produktywnym dniu zasnę przy niej zmęczony. Chciałbym mieć pewność, że jak wrócę do norki to ona tam będzie. Chciałbym znów wracać do domu, do prawdziwego domu.
To moje łóżko jest tak wielkie i tak bardzo jestem w nim sam. Nawet kładę się po jednej jego stronie, po prawej, jakbym czekał, że po drugiej, lewej, ktoś w końcu też będzie sypiał. Teraz mam tylko jej zapach na poduszce. Tylko myśli. Jedynie wspomnienia. Lubię siebie przy niej i ją przy mnie. Przy niej jestem lepszy. Mniej egoistyczny. Chce dawać i daje. Lubię jej ciepło i nie lubię zimna łóżka bez niej.
Są takie noce, gdy myślę za dużo o kobietach w moim życiu. O tamtej i o tej, co teraz była a wyszła rano. O tej, o tamtej, o tym, że miałem zapomnieć a ciągle pamiętam i pewnie zawsze już będę pamiętał. Rozpamiętuje czekając poranka, a przecież powinienem spać. A sen nie przychodzi. Nie chce też zasnąć i budzić się sam. W tym wielkim łóżku i w tym pokoju, w którym tylko czasami ktoś jest przy mnie w nocy, bo rano szybko wychodzi.
Chciałbym znów poczuć jej ciepło. Teraz, gdy jeszcze przed chwilą leżałem sam w łóżku i patrzyłem w ciemność pomyślałem, że tak wiele bym dał i tak bardzo mógłbym się zmienić żebym tylko mógł zasypiać i budzić się przy kobiecie.