Przeżyć, a przy okazji żyć jak najbardziej w pełni
Tak, ja wiem, że jakbym pracował tak jak dawniej pracowałem, czyli ciężko i wydajnie, to zdecydowanie mógłbym zarabiać więcej i byłoby mnie stać na to, na co mnie teraz nie w pełni stać. Ale z tego, co pamiętam, to gdy miałem za co, to nie miałem ochoty na nic. Bo byłem zmęczony, głównie psychicznie, ale też fizycznie.
Teraz mam przynajmniej w pewnym znaczeniu tego słowa spokój. Praca nie powoduje u mnie nadmiernego stresu, ale za to nie zarabiam dużo z naciskiem w kierunku na prawie wcale nie zarabiam. I przez to nie stać mnie na trwały związek oparty na bezpieczeństwie finansowym.
Problem moich związków z kobietami polega na tym, że one chcą prawdziwego życia opartego na bezpieczeństwie, chcą życia takiego w pełni prostoradosnego a przez to płatnego. A ja w zasadzie nie tyle żyje, co staram się przeżyć, a przy okazji żyć jak najbardziej w pełni.
Panie w swej zdecydowanej większości pragną takiego partnera, który zapewni im taki statut, zapewni im takie choćby minimum, które pozwoli na taką dla nich oczywistość jak wspólne wyjazdy na wakacje. To tylko przykład z pełnymi dla niego niedoskonałościami.
Potrzeba im tego, który stabilność a zarazem naturalność finansową. Moje życie nie pozwala na spontaniczne wydanie kilkuset złotych, bo ja ich zwyczajnie nie mam. To znaczy mam, ale nieregularnie. Jakoś tak jest, że nie posiadam w pełni rozwiniętych zdolność utrzymania przy sobie pieniędzy w ten sposób by je mieć wtedy, gdy są potrzebne. Wydawania ich, gdy są potrzebne tak teraz, zaraz, natychmiast. Może i jestem w większości spraw spontaniczny, ale na pewno mnie nie stać na spontaniczność finansową.
Nie chodzi tu, bo przecież uznaje kobiecą niezależność, o to, że mam partnerkę utrzymywać. Mnie nie czasem tylko nie stać, aby dotrzymać jej kroku. Większość współczesnych pań, bo pewnie nie wszystkie, chcą cieszyć się życiem w znaczeniu posiadać lub móc. A ja nie bardzo mam, co posiadać, bo przez moje czasowe niedostosowanie straciłem to, co miałem i teraz nie mogę spontanicznie płacić, dawać i brać, bo mnie nie stać. Dlatego właśnie jest mi tak trudno wpasować się w związek. Nie jestem w stanie partnerce zapewnić bezpieczeństwa w sensie materialnym. Przynajmniej nie w pełni. W kobietę jest spisana potrzeba posiadania, bo to buduje jej bezpieczeństwo. Oczywiście nie można generalizować. Pewnie są panie, które mają inaczej niż to opisuje. Rzecz w tym, że są w zdecydowanej mniejszości i dlatego coraz trudniej takie znaleźć. Co powoduje, że znów jestem sam.
Co ciekawe spotykam często panie, które deklarują swoją niechęć do posiadania i gromadzenia, do wydawania ile się chce i kiedy się zachce, ale ta ich niechęć bardzo często pozostaje tylko w strefie deklaracji. Potem większość wysiada z tramwaju marzenia na przystanku rzeczywistość i już ja nie bardzo pasuje do ich nowej wizji świata.
Nie chce tu czegoś nadmiernie sugerować i czy też obrażać jakąkolwiek z pań. To raczej rodzaj zakamuflowanego hołdu złożonego kobietom za ich poświecenia marzeń na rzecz budowania bezpieczeństwa. One potrzebują stabilności w życiu codziennym. I ja to rozumiem. Przynajmniej się staram zrozumie. Nie potrzebują chaosu czy czarnowidztwa. Dlatego też moja obecność w ich życiu może być przypadkowa, ale nigdy nie będzie stała. Nie da się na moim pesymizmie zbudować stałego i konstruktywnego związku. Za dużo we mnie przypadkowości, za dużo chaosu.
Nie wiem czy dla mnie odpowiednia byłaby partnerka stanowiąca moje lustrzane odbicie. Pewnie nie, bo tu nie oto chodzi. Raczej potrzebuje zrozumienia mojej inności. Moich pewnych niewielkich, ale jednak, umowności w sferze psychiki. Mojego niedostosowania. Tego, że posiadam inne priorytety. Tego, że jeśli jednego nie potrafię dać, to zapewnię w zamian coś innego. Akceptacji tego, że mam w sobie ograniczenia. Docenienia moich starań. Spojrzenia na mnie inaczej niż na istotę, która ma i powinna dążyć do celu za wszelką cenę w sensie posiadania, upraszczając sprawę. Pragnąłbym, aby któraś zobaczyła we mnie kogoś, kto zwyczajnie chce żyć trochę inaczej. Chce życia doświadczyć w pełni. Móc wyzwolić się ze społecznych ról, ograniczeń, stereotypów i przeżyć życie tak jak można a nie jak trzeba. Co we współczesnym świecie niekoniecznie oznacza niestety dostatnio.