Za utrudnienia przepraszamy

Obublikował pavvel dnia

– Nie sztuka wypić pięć piw, sztuka je utrzymać – jak to mówią. Ta prawda okazała się jeszcze bardziej oczywista w czasach zarazy. Osobiście nie naraziłem się na aż tak wielkie wyzwanie, bo u mnie w organizmie chlupały tylko dwa małe piwka, ale ciśnienie i tak mnie nadzwyczajnie przypiliło. A że zew natury odezwał się we mnie na łonie natury, w miejskim parku, to i miałem problem. Uradował mnie widok miejskiego szaletu. O tak!  Jestem uratowany – uradowałem się w duchu. Ten przybytek zapewni mi ulgę – myślałem naiwnie. Wucet był nieczynny a naklejona na drzwiach kartka informowała, że zamknięte jest do odwołania dla mojego bezpieczeństwa.   

Wyrwałem z kopyta do miejskiego wucetu i zatrzymały mnie dopiero zamknięte na głucho drzwi. Wisiała na nich kartka informująca mnie, że ze względu na panującą epidemię koronowirusa przybytek będzie nieczynny do odwołania dla mojego dobra. Dosłownie: pozostaje zamknięty do odwołania, że względu na Państwa dobro.

Przeleciała mi przez głowę myśl żeby nasikać na drzwi, bo przecież mnie cisnęło, ale powstrzymałem się ze względu na bach… na bąbelki hasające wokół z matkami, na młodzież szkolną i na emerytów i rencistów okupujących pobliskie ławki. Zwarłem się jeszcze bardziej w sobie i pobiegłem, dosłownie pobiegłem, a musicie wiedzieć ze brzydzę się bieganiem, pognałem do domu. Uspokajam wszystkich, zdążyłem, choć było zagrożenie.

Ja rozumie Stan Narodowej Paniki, ale żeby zamknięty był miejski szalet dla mojego dobra z powodu zarazy? To już przesada. Ja tam nie widziałem żeby ktoś organizował w nim zebrania przy sikaniu na ponad pięćdziesiąt osób. To miejsce dość intymnych czynności, więc raczej wchodzimy i robimy to, co musimy pojedynczo i zachowaniem jak największej higieny. Czy to już nie przesada z tym zamykaniem wszystkiego na czas zarazy? Tylko patrzeć jak pozamykane zostaną stacje radiowe i telewizyjne, bo przecież gromadzą przed odbiornikami znacznie więcej niż pięćdziesiąt osób.