Za szybko, za definitywnie
Zdecydowanie nie powinno tak być, a jednak tak właśnie jest. Tak się stało, jak nie powinno się stać. Odłożył telefon delikatnie gładząc palcami ekran. W głowie nadal słyszał jej głos. Umysł wyświetlał jej obraz. Wstał od stołu i lekko się zataczając przeszedł do kuchni. Wyjął z szafki kieliszek i szklankę. Nalał sobie setkę wódki a do szklanki wody z kranu. Pijąc myślał o niej. Ale nie tylko o niej. O nich wszystkich. O tych, które odchodziły od niego za szybko, za definitywnie.
Przypomniał sobie kobiety, które go porzuciły go. Nie było to u niego normą. Ale można było powiedzieć, że się to dość często zdarzało. Ta nie było pierwsza. Zapewne nie będzie ostatnia. Nawet nie pamiętał, o co poszło. Tak jakoś się zdążyło. Od słowa do słowa i było po wszystkim. Nie zakochał się w niej. Może tylko polubił za bardzo. Dlatego było tak teraz trudno. Podobało mu się w niej to, że nigdy o nic nie pytała, gdy przychodził pijany w wiadomym celu. Jeszcze bardziej szanował to, że akceptowała to, że znikał na kilka dni, czy tygodniu i wracał tylko żeby dostać to, co w tej chwili potrzebował.
On widział, po co przychodzi, ona wydawała mu to, po co przyszedł. Idealny układ. Tak się przynajmniej wydawało. A teraz proszę. Coś się jej odwidziało i uznała, że ona tak dalej nie może. Teraz miał się określić i zdecydować czy chce czegoś więcej. Ale przecież on tego nie chciał. Jemu zdecydowanie wystarczało to, co miał i co dostawał. Więcej było dla niego za dużo. Nie chciał rodziny. Nie oczekiwał zobowiązań. Nie chciał budowania wspólnego domowego ogniska. Nie widział się w roli pana domu, ojca dzieciom, męża i opiekuna. Chciał takiego układu, jaki mieli do teraz. On tego chciał, ona już nie. Ktoś musiał się poddać i zmienić. Jemu zdecydowanie zmiana nie pasowała. Po jej stronie nie było chęci kompromisu.
Tu już nawet nie chodziło tylko o seks. Choć niewątpliwie tyło to ważne, ale nie najważniejsze i nie jedyne, po co tam przychodził. Ważne było to, że mógł przy niej zasypiać wtulony i w nią tak, że prawe stawali się jednością. Ważne było też to, że miał się, przy kim budzić.
A było przecież tak dobrze. I komu to przeszkadzało? No, wiadomo. Coś mu już od jakiegoś czasu mówiło, że to się tak właśnie skończy. Musiał teraz wybrać. Zmienić się czy pozostać przy swoim. Zmian nie potrzebował. Ale z drugiej strony przecież będzie tęsknił. A i nie pasowało mu to, że to znów ktoś inny, to, że to ona z tym wyszła, za niego zdecydowała o rozstaniu. Teraz musiał o niej zapomnieć. Nie wolno mu było o tamtym wszystkim pamiętać. Musi znów się z tego oczyścić. Przez jakiś czas to będzie bolało, ale przejdzie. Zawsze przechodziło.
Nalał jeszcze jedną setkę i wypił duszkiem. Popił wodą ze szklanki. Począł nalewać sobie następną setkę. I wtedy zobaczył, że drżą mu ręce. – O, nie! Nie, nie, nie… nie wolno się denerwować – pomyślał. Spokojni to przejdzie. Zawsze przechodziło. Tylko musiał wytrwać przy swoim. Nie mógł nic zmieniać. Nic nie trwa wiecznie. Wiadomo było, że, do co dobre musi się kiedyś skończyć. No i się skończyło.