Zbierałem się, zbierałem, no i proszę jestem! Jak przystało na prawdziwego pesymistę wchodzę w świat blogosfery bardzo powoli, nieśmiało, wręcz niepewnie… Bo tak naprawdę to sam przecież nie wiem czy to wszystko będzie takie jakie chciałbym żeby było. I czy czytelnikom to się spodoba? Na razie podpatruje, podkradam, zastanawiam się, wybieram, zmieniam. Dopasowuje się. Sam tytuł bloga zmieniałem już z -naście razy i oczywiście do końca też nie jestem przekonany, że ten wybór jest właściwy i w pełni oddaje to, o czym chciałbym się z czytelnikami podzielić. A czy chce dzielić? Też nie wiem? Pewnie, że nie wiem … To, co tu pisze traktuje terapeutycznie.
Sam pomysł umieszczania w internecie tego, co w danej chwili myślę podsunął mi kolega R., gdy po raz setny utyskiwałem na to, że: ja to bym chętnie coś napisał tylko, kto mi to wydrukuje. A tu proszę, mogę pisać i sam publikować. Oczywiście dalekie to do papierowej wersji, nawet tej bezpłatnie rozdawanej na ulicy, ale zawsze … Więc jestem! i będę tu opisywał to, co zobaczyłem, przeżyłem, przemyślałem… z daleka od wszechwiedzących „naczelnych”.