Tag Archives

242 Articles

dziennik pesymistyczny

„Bohaterem staje się błazen”

Obublikował pavvel dnia Komentarzy: 0

Tradycyjnie w Polsce czas, w którym wierni rzymskokatolickiego kościoła świętują, lub świętować powinni narodziny Boga – Człowieka, jest dla hierarchów kościoła czasem wygłaszania umoralniających mów okolicznościowych. Całkowicie ich rozumiem, bo przynajmniej tej jednej nocy kościoły są pełne i jest, do kogo mówić. Tradycją stało się też przypominanie wiernym przez różne ekscelencje, że Kościół w Polsce jest obleganą twierdzą,  a siły zła czyhają tylko, aby zniszczyć tradycyjny model rodziny. Nie zdziwiło mnie więc szczególnie, że i w tym roku pewien arcybiskup, zwyczajowo przypomniał, że jesteśmy świadkami wyraźnego ataku na rodzinę i kościół. Ale też z radością zauważyłem, że z wielu jego wypowiedziami zgadzam się z pełni, choć chyba z innych pobudek.

– Błazen zajmuje miejsce mędrca, nauczyciela, kapłana. Błazen, wszystko mu wolno. Piana na ustach staje się wzorem niejednego działacza politycznego, któremu wszystko wolno, bezkarnie może obrażać innych ludzi. Myślę, że warto powiedzieć, zauważyć jak często paraliżuje lęk przed prawdą ludzi dzisiaj w świecie – powiadał metropolita. O i tu się zgadzam z dostojnikiem rzymskokatolickim.  Idąc za jego radą nie ulegam paraliżowi i nie odczuwam leku przed prawdą. Ale chyba inaczej pojmujemy tę prawdę. Chyba też inaczej widzimy  kto tu jest błaznem, który „zajmuje miejsce mędrca, nauczyciela, kapłana”. Posłużę się przykładem z miasta Torunia (nie piszę dokładnie, o kogo mi chodzi, bo i tak każdy wie, a po co robić reklamę). Mam nadzieję, że ekscelencja mówiąc o pianie na ustach błazna, o działaczach politycznych obrażających „innych ludzi” dostrzega, że to zjawisko w polityce powszechne i u tych, co stają często pod sztandarem rzymskiej wiary i u tych po stronie przeciwnej.  – Gadzina skórę zmienia, a przecież kąsa jednako – jak podobno mawiał Stańczyk.

– To jest też niekiedy historia nasza, naszej codzienności, że nie mamy odwagi, już się przyzwyczailiśmy i nie umiemy mówić prawdy. Kłamiemy nawet wtedy, kiedy usiłujemy mówić prawdę – zauważył patriarcha. I znów muszę się zgodzić, bo przecież to, co piszę wynika z mojego wewnętrznego przymusu mówienia prawdy.  Ekscelencja zauważa też, że ludzie, którzy chcą mówić prawdę są dyskwalifikowani. I jak się tu nie zgodzić. – Moje słowa – wyrwało mi się wewnętrznie, gdy przeczytałem o tym, że patriarcha uważa, że w Polsce jest demokracja sterowana oraz, że “można uzyskać wszystko, jeśli się ma duże pieniądze, jeśli się ma duży dostęp do grupy ludzi, wszystko wtedy staje się relatywne”. Mam też nadzieję, że obaj(jeszcze raz przepraszam że stawiam się na równi z ekscelencją, bo przecież jestem niegodny) nie kłamiemy nawet wtedy, kiedy usiłujemy mówić prawdę.

W jednym się nie zgadzam z purpuratem.  Zawsze mnie dziwiło, że te około dziewięćdziesiąt pięć procent naszego społeczeństwa, które przynajmniej według własnych deklaracji jest katolickie tak łatwo daje się oblegać też pozostałej mniejszości naszego społeczeństwa. I te marne „pięć procent „ znów zaatakowało skutecznie większość zamkniętą w kościelnej twierdzy. – Myślę, że dzisiaj (…) jest wyraźny atak na tradycyjny model rodziny, złożonej z jednego mężczyzny i z jednej kobiety, rodziny wielodzietnej – mówił arcybiskup.  Jak silna może być te „pięć procent”, że tak skutecznie atakuje „tradycyjny model rodziny”, że w tych dziewięćdziesięciu pięciu procentach Polaków zachwiała się wiara w to, że rodzina jest złożona z „z jednego mężczyzny i z jednej kobiety” otoczonej mrowiem przychówku.

– Niech mi pokaże którykolwiek z tych ludzi, którzy wymyślili to wielkie kłamstwo historyczne, w którym miejscu ewangelia mówi o przemocy? Gdzie Kościół zachęca do przemocy? To jest dramat zakłamywania – mówił hierarcha.  Proszę bardzo: „Z woli Bożej opanowali miasto i urządzili nieopisaną rzeź do tego stopnia, że leżące obok jezioro, szerokie na dwa stadia, wydawało się pełne krwi, która tam spłynęła”. Zajęło mi to minutę. To tylko jeden cytat.  Ale co ja tam wiem, ja jestem tylko maluczkim, daleko mi do mądrości ekscelencji i jego znajomości pisma. Gdzie Kościół zachęca do przemocy? Historia kościoła to chyba nie tylko nawoływanie do miłości i zrozumienia?  Było wielu takich wiernych, i chyba nadal jest, którzy uważają, że likwidacja niewiernych jest spełnieniem woli Bożej. Ale w jednym się z ekscelencją zgadzam, jest to „dramat zakłamywania”.

I chyba nikt mi już nie powie, że jako ten, kto często dawany jest, jako przykład tych, co atakują i oblegają katolicko – narodową – tradycyjnie – rodzinną twierdzę, czasami nie zgadzam się z tymi, których jest tu około dziewięćdziesięciu pięciu procent oraz z tym, który przynajmniej teoretycznie powinien im przewodzić. I jeśli jestem błaznem? Trudno, nie jestem tu sam.

dziennik pesymistyczny

A wyburzyć, parkingi porobić

Obublikował pavvel dnia Komentarzy: 0

Jest pewien plac w naszym szarym prowincjonalnym mieście, o który toczy nieustanną walkę pani redaktor z pewnej gazety. Plac jest od lat pusty jak głowa urzędnika, a zaradni mieszkańcy wykorzystują tę wolną przestrzeń, aby parkować tam auta. Taki stan rzeczy, choć prosty, nie podoba się pani redaktor, która od wielu miesięcy, czy może już od lat walczy o to, aby plac nie był parkingiem. Jak przeczytałem w ostatnim raporcie z frontu walki z parkującymi na placu pani redaktor uznała w końcu zwycięstwo swych wrogów i oznajmiła, że plac jest parkingiem. „Dla wszystkich wygodnickich (…). I te zwyczaje wkrótce wejdą w nawyk ich dzieciom.” Czyli hańba nam i naszym dzieciom, jeśli się nie opanujemy.

Pani redaktor przypomina, że już „trzy tygodnie temu pisałam o tym, że plac (…) znów zmienił się w parking. Ktoś odsunął gazon stojący przy przejściu dla pieszych (…) tak, że można wjechać na plac bez obaw o zarysowanie karoserii.”  I znowu doszło do zgorszenia. Choć mieszkańcy wcielili przecież w czyn magistrackie hasło promocyjne, które brzmi ”Siła w Precyzji”. Jednak pani redaktor uznała to za akt wygodnictwa. Obywatele „ochoczo korzystają z darmowego parkingu. Przez te trzy tygodnie nic się nie zmieniło.” – denerwuje się pani redaktor.

A czym tu się denerwować. Wszystko na tym placu dzieje się zgodnie z miejską tradycją. Nawet na przełomie XIX i XX wieku, kiedy zakątek zwany był rajszulą. Nie wszystkim mieszkańcom Radomia podobały się organizowane tam targowiska. Ale furmanki i tak tam parkowały. W 1910 roku, dla uczczenia 500 rocznicy bitwy pod Grunwaldem, postanowiono nazwać plac Jagiellońskim. Targi odbywały się tam jednak nadal, także w czasie okupacji, gdy na kilka lat zmieniono nazwę na Reichplatz. Po wojnie nastąpiła kolejna przeróbka w nazwie – i pojawił się Plac Zwycięstwa. W jego centralnym punkcie, ówczesne władze miasta postanowiły postawić pomnik ku czci żołnierzy Armii Czerwonej. Ale na placu wciąż prowadzono handel i parkowało tam wszystko, czym przywożono produkty na targ, co w tamtych czasach wzbudzało też kontrowersje u niektórych. Po odzyskaniu “wolności”, po 1989 roku plac znów wrócił do nazwy Jagielloński. Zniknął za to pomnik ku czci żołnierzy Armii Czerwonej a powstał czy pozostał pusty plac pięknie otoczony zielenią, schodkami oraz murkiem. Pośrodku pojawiła się piaskownica w podstawie nieistniejącego już pomnika.

Od wyburzenia obelisku wszyscy ważni w tym mieście snuli plany, co zrobić z placem. Ktoś nawet chciał tam biurowca o jedenastu kondygnacjach. Na przełomie XX i XXI wieku władze miasta zamierzały dla odmiany zlokalizować tam nową siedzibę sądu rejonowego. Ostatnie lata to przede wszystkim dyskusje pro pomnikowe. Jedni chcieli wzniesienia na placu rzeźby ku czci królewicza Kazimierza. Konkurenci pomnikowi chcieli na placu zobaczyć rzeźbę poświęcona żołnierzom AK. Był też projekt pomnika – „Powiew”, czyli bramy z powiewająca nad nią kotarą. Pomnik miał symbolizować przejście między światami, otwarte podmuchem wolności. Tu też skończyło się na planach. A gdy tak dyskutowano nad kolejnymi koncepcjami, każdego lata plac zamieniał się budkę piwną z toaletami wokół, oraz boiskiem do gry w siatkówkę.

Mam kolegę, który podobnie jak ja uwielbia pewną scenę z filmu „Szczęśliwego Nowego Jorku”, w której główny bohater Serfer, co prawda tłumaczy coś zgoła innego słuchaczom, ale wypowiada piękne zdanie idealnie pasujące do tego, co tu opisuję. – A wyburzyć, parkingi porobić. Może by się wam w głowach rozpogodziło – mówi Serfer. No właśnie! A może szanowna pani redaktor, i wy włodarze miasta posłuchacie woli narodu, czy jak kto woli mieszkańców?  Jeśli po wyburzeniu tego, co tam było, i przy niechęci do nowych pomników wybrali obywatele parking, to niech ten parking tam z przyzwoleniem władz, kościoła i wolnej prasy pozostanie.

Może nie trzeba ambitnych planów przywrócenia świetności? Może ludzie już sami sobie wybrali, co tam chcą mieć na tym placu? Jeśli nie stać nas na nic innego, albo nie możemy się porozumieć, co tam na tym placu chcemy, to niech po nas przynajmniej parkingi pozostaną.