„Bohaterem staje się błazen”
Tradycyjnie w Polsce czas, w którym wierni rzymskokatolickiego kościoła świętują, lub świętować powinni narodziny Boga – Człowieka, jest dla hierarchów kościoła czasem wygłaszania umoralniających mów okolicznościowych. Całkowicie ich rozumiem, bo przynajmniej tej jednej nocy kościoły są pełne i jest, do kogo mówić. Tradycją stało się też przypominanie wiernym przez różne ekscelencje, że Kościół w Polsce jest obleganą twierdzą, a siły zła czyhają tylko, aby zniszczyć tradycyjny model rodziny. Nie zdziwiło mnie więc szczególnie, że i w tym roku pewien arcybiskup, zwyczajowo przypomniał, że jesteśmy świadkami wyraźnego ataku na rodzinę i kościół. Ale też z radością zauważyłem, że z wielu jego wypowiedziami zgadzam się z pełni, choć chyba z innych pobudek.
– Błazen zajmuje miejsce mędrca, nauczyciela, kapłana. Błazen, wszystko mu wolno. Piana na ustach staje się wzorem niejednego działacza politycznego, któremu wszystko wolno, bezkarnie może obrażać innych ludzi. Myślę, że warto powiedzieć, zauważyć jak często paraliżuje lęk przed prawdą ludzi dzisiaj w świecie – powiadał metropolita. O i tu się zgadzam z dostojnikiem rzymskokatolickim. Idąc za jego radą nie ulegam paraliżowi i nie odczuwam leku przed prawdą. Ale chyba inaczej pojmujemy tę prawdę. Chyba też inaczej widzimy kto tu jest błaznem, który „zajmuje miejsce mędrca, nauczyciela, kapłana”. Posłużę się przykładem z miasta Torunia (nie piszę dokładnie, o kogo mi chodzi, bo i tak każdy wie, a po co robić reklamę). Mam nadzieję, że ekscelencja mówiąc o pianie na ustach błazna, o działaczach politycznych obrażających „innych ludzi” dostrzega, że to zjawisko w polityce powszechne i u tych, co stają często pod sztandarem rzymskiej wiary i u tych po stronie przeciwnej. – Gadzina skórę zmienia, a przecież kąsa jednako – jak podobno mawiał Stańczyk.
– To jest też niekiedy historia nasza, naszej codzienności, że nie mamy odwagi, już się przyzwyczailiśmy i nie umiemy mówić prawdy. Kłamiemy nawet wtedy, kiedy usiłujemy mówić prawdę – zauważył patriarcha. I znów muszę się zgodzić, bo przecież to, co piszę wynika z mojego wewnętrznego przymusu mówienia prawdy. Ekscelencja zauważa też, że ludzie, którzy chcą mówić prawdę są dyskwalifikowani. I jak się tu nie zgodzić. – Moje słowa – wyrwało mi się wewnętrznie, gdy przeczytałem o tym, że patriarcha uważa, że w Polsce jest demokracja sterowana oraz, że “można uzyskać wszystko, jeśli się ma duże pieniądze, jeśli się ma duży dostęp do grupy ludzi, wszystko wtedy staje się relatywne”. Mam też nadzieję, że obaj(jeszcze raz przepraszam że stawiam się na równi z ekscelencją, bo przecież jestem niegodny) nie kłamiemy nawet wtedy, kiedy usiłujemy mówić prawdę.
W jednym się nie zgadzam z purpuratem. Zawsze mnie dziwiło, że te około dziewięćdziesiąt pięć procent naszego społeczeństwa, które przynajmniej według własnych deklaracji jest katolickie tak łatwo daje się oblegać też pozostałej mniejszości naszego społeczeństwa. I te marne „pięć procent „ znów zaatakowało skutecznie większość zamkniętą w kościelnej twierdzy. – Myślę, że dzisiaj (…) jest wyraźny atak na tradycyjny model rodziny, złożonej z jednego mężczyzny i z jednej kobiety, rodziny wielodzietnej – mówił arcybiskup. Jak silna może być te „pięć procent”, że tak skutecznie atakuje „tradycyjny model rodziny”, że w tych dziewięćdziesięciu pięciu procentach Polaków zachwiała się wiara w to, że rodzina jest złożona z „z jednego mężczyzny i z jednej kobiety” otoczonej mrowiem przychówku.
– Niech mi pokaże którykolwiek z tych ludzi, którzy wymyślili to wielkie kłamstwo historyczne, w którym miejscu ewangelia mówi o przemocy? Gdzie Kościół zachęca do przemocy? To jest dramat zakłamywania – mówił hierarcha. Proszę bardzo: „Z woli Bożej opanowali miasto i urządzili nieopisaną rzeź do tego stopnia, że leżące obok jezioro, szerokie na dwa stadia, wydawało się pełne krwi, która tam spłynęła”. Zajęło mi to minutę. To tylko jeden cytat. Ale co ja tam wiem, ja jestem tylko maluczkim, daleko mi do mądrości ekscelencji i jego znajomości pisma. Gdzie Kościół zachęca do przemocy? Historia kościoła to chyba nie tylko nawoływanie do miłości i zrozumienia? Było wielu takich wiernych, i chyba nadal jest, którzy uważają, że likwidacja niewiernych jest spełnieniem woli Bożej. Ale w jednym się z ekscelencją zgadzam, jest to „dramat zakłamywania”.
I chyba nikt mi już nie powie, że jako ten, kto często dawany jest, jako przykład tych, co atakują i oblegają katolicko – narodową – tradycyjnie – rodzinną twierdzę, czasami nie zgadzam się z tymi, których jest tu około dziewięćdziesięciu pięciu procent oraz z tym, który przynajmniej teoretycznie powinien im przewodzić. I jeśli jestem błaznem? Trudno, nie jestem tu sam.