Każdy ranek, każde przebudzenie po wczorajszym, oznacza u mnie tą samą procedurę startową. Mam to w standardzie. Bęc! Coś wyrywa mnie ze snu. Otwieram oczy pełen niepokoju. Pierwsza myśl: gdzie ja jestem? Uf, dobrze, poznaje. W norce. We własnym łóżku. Dobrze. Lekkie uspokojenie. Bardzo, dobrze. Pięknie. Pięknie. Zaraz, zaraz, gdzie telefon?! A, jest. Dobrze. Klucze?! Gdzie są klucze? Gdzieś przecież są, bo jakoś przecież tu wszedłem. Są, dobrze. Gdzie okulary?! A, tu, dobrze. To co ważne nie zostało zgubione czy gdzieś zostawione, zapomniane. Tak, teraz już na spokojnie można zacząć analizować swoje wczorajsze zachowanie. I tu się zaczyna kaczorek i nie tylko ten klasyczny, ale i moralny. Czytaj więcej